sobota, 14 czerwca 2014

Lesbofobia



Lesbofobia – seksizm powiązany z homofobią.

Kilka opcji.




Ze strony mężczyzn, którzy zainteresowani są wyłącznie twoim ciałem i kulturowym wizerunkiem który prezentujesz – jaki to utwierdza ich w przekonaniu o tym że jesteś kobietą. Jeśli jesteś „męską” lesbijką, wzbudzasz niepokój, irytację która może przerodzić się w agresję, bo podważasz powszechne wyobrażenie jak powinna prezentować się kobieta. Możesz też „utrudnić” identyfikację swojej płci – obarczą cię za to winą. Stałe męskie awanse, co jest podyktowane ich przekonaniem, że twoja płeć cię definiuje z automatu jako tą która musi być zainteresowana relacjami z mężczyznami. Traktują jako naturalne to, że muszą mieć dostęp do ciebie, że istniejesz tylko po to, aby któryś z nich mógł widzieć w tobie przyszłą dziewczynę, czy żonę. Heteroseksizm nie uwzględnia potrzeby warunkowego założenia, że drugi człowiek będący kobietą, może nie być nim zainteresowany seksualnie.



Ze strony kobiet w dodatku – mogą zaistnieć przesłanki do okazania wstrętu, że do kultury wprowadza się lesbijki, do tej pory wykluczane, które przecież z definicji interesują się innymi kobietami. Jeśli ktoś choćby dla żartu podważy jej psychoseksualną orientację, czy zasugeruje że istnieje opcja homoseksualna – może poczuć się molestowaną, jeśli tylko prezentuje skrajny pogląd na ludzką seksualność, gdzie wszystko co nie jest heteronormatywne, jest dla niej godne potępienia. Silna lesbofobia będzie aktem wypierania wszelkiej myśli o tym, że mogłaby ewentualnie pozwolić sobie na taką formę zażyłości, która wykracza poza typowe relacje, reprezentowane w kulturze którą współkreuje. Obawa o przekroczenie pewnych norm obyczajowych skutkować może szczególnie wyraźną agresją.



U mężczyzn lesbofobia skutkuje nachalnym wtrącaniem się ze swoją osobą, wykazując lekceważenie psychoseksualnej orientacji lesbijki. Występują ironiczne uwagi w rodzaju: może trójkącik, może szukacie dawcy (w tym prokreacja w wydaniu heteroseksualnym). Dochodzi do fizycznej czy werbalnej napaści, aby „obcą”, czyli „inną” – za którą uznaje się lesbijkę, poniżyć, wyładowując swój gniew dając upust uprzedzeniom, nad którymi się nie panuje. Mężczyzna przy tym poprzez gwałt chce wykazać w jakim stopniu nie uznaje psychoseksualnej orientacji lesbijki. Jednocześnie wstręt nie hamuje go przed zaspokojeniem swojej chuci, wykazując tym sposobem skalę odbioru czyjejś płci – traktując ją wyłącznie jako źródło własnego seksualnego zaspokojenia. Tym sposobem także w relacjach z kobietą heteroseksualną miałby problemy na ułożeniem sobie poprawnych relacji. Gwałt na lesbijce byłby jednak formą kamuflażu jakiego nikt by nie przeniknął, gdyby funkcjonował w określonym skrajnie homofonicznym środowisku. Widziano by go jako walczącego z homoseksualizmem, gdy w rzeczywistości nie byłoby to nic innego jak prezentowanie skali nienawiści wobec kobiet z potrzebą zaspokojenia seksualnego.



Kultywowanie w kulturze określonego wizerunku lesbijki skutkuje niepoważnym traktowaniem jej. W filmach czy książkach konsekwentnie utrwala się wizerunek lesbijki jako tej, która wcześniej czy później wyląduje w łóżku z mężczyzną. Mężczyzna reżyser, scenarzysta, pisarz, szczególnie preferują takie historie. Widząc w tym formę materializowania swych upodobań, fantazji – których to prywatnie nie mogą zrealizować. Wyraźnie wskazuje to na potrzebę zawłaszczenia lesbijki która jawi się im jako kobieta która im odmawia, która zdolna jest funkcjonować bez mężczyzny, szczególnie niestrawne dla mężczyzn jest wykluczenie ich jako strony w akcie seksualnym. Ukazanie lesbijki jako tej, która w końcu choćby raz tylko skusi się na kontakt seksualny z nim – to przejaw zwalczania jej natury. Ukazanie jej w relacji seksualnej z mężczyzną stawia ją w roli zdobyczy. Podkreślając że jednak istotne jest istnienie w przyrodzie płci męskiej. Bez którego nawet ona nie może się obejść.



Kultura na różny sposób lekceważy lesbijkę. Ciągłe prezentowanie jej w towarzystwie mężczyzn, czy to tych którym w końcu ulega w przysłowiowym łóżku, czy to w towarzystwie ojców, braci, wujków, dziadków – ma na celu utrzymać przekaz o ich niezbędności, jakby lesbijka nie mogła funkcjonować w świecie bez mężczyzn.

Przyzwolenie na taką kreację - wskazuje na skalę powszechnej ignorancji lesbijek i sposobu w jaki one same zapatrują się na swoje życie i współżycie z innymi osobami niezależnie od ich płci.



Wyśmiewanie seksu lesbijskiego, dopytywanie się o relacje. Niezrozumienie jej psychoseksualnego „ja”, narzucanie jej schematów postępowań będących kopią z heteroseksualnej rzeczywistości.

piątek, 13 czerwca 2014

w wodzie


bez tytułu


Cywilizacja lesbijek?



Krótkie spojrzenie na pewną kwestię…
na pierwszy rzut oka kontrowersyjnie



Cywilizacja lesbijek?

Brak podstaw by zakładać że zaistnieje taka w obliczu stereotypowego podejścia do odgrywanych ról płciowych, starannie kopiowanych z kultury kreowanej przez heteroseksualne społeczeństwo, wpisujące się bez zastanowienia w struktury patriarchalne. Sama określona rola społeczna kobietom w większości służy (w znaczeniu - cenią sobie to do czego mają dostęp tylko one właśnie przez fakt bycia kobietą, wlicza się tutaj także wyręczanie ich przy pewnych rolach, zadaniach) jeśli odniesiemy się do wielu tematów, wbrew powszechnym przekonaniom.



Paradoksy – ocena postępowań, myślenia – dostrzegalne w społeczności kobiet i mężczyzn (odnosząc się do zachodnioeuropejskiego kręgu kultury) które tylko na pierwszy rzut oka są niestrawne dla danej płci – zadomowione w strukturach począwszy od gospodarstw domowych, poprzez miejsca pracy, skończywszy na mediach i polityce, zbyt wyraziście akcentują upodobanie do sztywnego trzymania się pewnych ról, wykorzystując dominującą kulturę, podpierając się charakterystyką własnej płci.



Orientacja seksualna nie powinna wpływać na pewne postawy społeczne – a mimo to, pośród lesbijek czy biseksualistek nastawionych na związki z kobietami występuje typowe zjawisko wyniesione z kultury obowiązującej na tej planecie – jaka to kreowana przez obie płcie, z dominującą u nich heteroseksualną orientacją seksualną.



Powielanie przez lesbijki schematów wyniesionych z heteromatriksu odzwierciedla potrzebę niejako bezmyślnego kategoryzowania zachowań w oparciu o reprezentowaną przez siebie płeć? Czy socjalizacja tak oddziałuje na daną jednostkę – że gotowa nieświadomie podważać zasadność poważania orientacji – za czym stoi oddzielenie się od mężczyzn? Lesbijki idąc drogą rozwoju przykładowej kobiety heteroseksualnej, z reguły zadowolonej z kultury którą współtworzą z mężczyzną o tej samej orientacji seksualnej – nie wypracowały u siebie potrzeby krytycznego odniesienia się do cywilizacji w jakiej funkcjonują, której to zwyczajnie nie udźwignęłyby, gdyby nagle w sekundzie wyparowali… mężczyźni.

Lesbijki w większości przyjmują gotowe wzorce jeśli chodzi o myślenie, role zawodowe, czy zainteresowania – co skutkuje tym, że nie byłyby wstanie obejść się bez przedstawicieli płci, jacy to przecież nie leżą w gestii ich zainteresowania gdy odniesiemy się do wielu sytuacji życiowych.



Wykreowano taką kulturę, że bycie kobietą lub mężczyzną zwalnia z czegoś. Służy to, lub nie.

Lesbijka otwarta głównie na kontakty z innymi kobietami, lub nawet wyłącznie na nie – musi zrozumieć, że w pewnym momencie żadna inna przedstawicielka płci jaką sama reprezentuje, nie wesprze ją poprzez np. określoną usługę, przez fakt niechęci do przyswajania sobie typowych „męskich” zawodów.

Jak w takiej sytuacji ocenić postawę przeciętnej lesbijki? Która wynosi na sztandary swoją orientację seksualną (jak czynią to heteroseksualni obojga płci) i czuje się molestowana przez mężczyzn, samą patriarchalną kulturę – a tak ważną jest kwestia jak się ją przedstawia i dlaczego nie traktuje poważnie jej wyborów, jej orientacji.



Potrzeba typowego wpisania się w pewne wzorce kulturowe z odniesieniem do tego, co może lub nie może dana płeć – to postępowanie z potrzeby nie wyróżniania się, jakby znaczyło że role podejmowane przez mężczyzn nie licowałyby z płcią jaką reprezentują kobiety, że byłyby za trudne, zbyt niebezpieczne, męczące, uniemożliwiałyby prezentować się na typowy kobiecy sposób, niszczący, narażający na uszkodzenia ciało, jakie ma podstawowe znaczenie dla kobiety, świadomej co może dzięki niemu zyskać, i mającej z reguły szczególny prywatny stosunek do niego, na co ma wpływ własny pogląd i pogląd drugiej płci, po której oczekuje się zainteresowania sobą. Teoretycznie może się wydawać że nie uwzględnia się tutaj rzeczywistych preferencji, stylu życia, dużej części lesbijek – mimo wszystko, że tak to ujmę – większość jednak nie wyróżnia się w nastawieniu do wielu kwestii od przedstawicielek kobiet heteroseksualnych. Potencjalna uwaga – że wystarczy odrzucić cywilizację mężczyzn, którzy preferują budować, konstruować, walczyć – może być jednak na dłuższą metę nie do obrony. Bo czy warto cofać się w rozwoju i ponownie wymyślać to – co już wymyślono… Skoro mamy etap emancypacji – czy w końcu nadejdzie czas na skorygowanie myślenia i zachowań, by podjąć się tego, co jak na razie jest wyłączną domeną mężczyzn, od których powoli można się uniezależniać. Bo dość absurdalna jest taka sytuacja – gdzie lesbijka funkcjonuje jako tako dlatego, że obok występuje przedstawiciel drugiej płci…



Postawy powielane w środowisku mniejszości seksualnych kreują w wielu zasadniczych tematach schematy postępowań, które nie odbiegają od tego, co serwuje sobie bez zastanawiania się, środowisko osób heteroseksualnych. Ci odnoszą się do siebie tak, by czytelne i nie zmienne były role społeczne jakie to przyjmuje na siebie strona w związku, ogólnie człowiek obdarzony określoną płcią, w danej kulturze/społeczności. Kobieta widzi się w pewnych rolach i to samo dotyczy mężczyzn. Chociaż o wielu można powiedzieć – że to spadek po tym co kiedyś narzucano i to się bezrefleksyjnie utrwala – to na ewentualną rewolucję się nie zanosi – by oderwać się od przyzwyczajeń, które widocznie kobietom homoseksualnym bardzo odpowiadają, podobnie jak heteroseksualnym, z automatu chcących korzystać z tego co proponuje kultura w jakiej wyrastają. Oczywiście o ile nie jest skrajnie opresyjna. Choć i tu kwestia uznania – co będzie tą skrajną opresją.



Zastanawia że lesbijki trzymają się mocno przeświadczenia o potrzebie dzielenia zachowań, zainteresowań w oparciu o legitymację płciową – gdzie takowe przyswojono na przestrzeni dziejów. Czy to znaczy że w myśleniu lesbijek występuje swego rodzaju zahamowanie, którego nie zamierzają zwalczyć? Na razie widać że nie występuje potrzeba samouświadomienia w środowisku, które to wątpliwości powinny nakierować na określone rozwiązania. Oddzielny byt – cywilizacja lesbijek, zdaje się być mrzonką, skoro role społeczne przejmuje się poprzez uwzględnienie przede wszystkim tego, czy pasuje do płci jaką reprezentują w kulturze z jakiej wyrastają.



Mężczyzna wykreował swoją cywilizację nie licząc się z drugą płcią, czyli kobietami. W dodatku reprezentując orientację heteroseksualną.

Przez większość czasu mężczyzna narzucał kobiecie określoną rolę. W zasadzie z przymusu ze względu na znaczenie biologii, okresowo zmuszał się przyjmować do wiadomości że kobieta to też człowiek – głównie wtedy gdy oczekiwał od niej że zajdzie w ciążę, urodzi i zajmie się wychowaniem dziecka/dzieci.



Lesbijka we współczesnym świecie, gdzie nie musi ulegać typowym patriarchalnym schematom – odziedziczyła nastawienie do pewnych ról płciowych, nieświadomie się ograniczając. I choć nieuwzględnianie w swym świecie mężczyzn pozwala spojrzeć na świat szerzej i krytyczniej – procentowo lesbijek zdolnych przyjąć na siebie rozwijanie typowych męskich umiejętności jest niewiele. Stąd gdyby brakło mężczyzn – przyszłoby wrócić do jaskiń, szałasów, zaprzestano by korzystania z samochodów, samolotów czy statków? Jeśli padną elektrownie, wodociągi, kopalnie… Skoro kobieta niezależnie od orientacji seksualnej kieruje się potrzebą odżegnywania się od tego, co wynalazł i wyprodukował mężczyzna? Cóż to za cywilizacja, gdy lesbijka potrzebuje mężczyzny? Homoseksualizm na planecie Ziemia to konstrukcja społeczna (?), która musi być wsparta druga płcią. W sytuacji gdy heteroseksualiści są samowystarczalni, poprzez podział obowiązków – niezależnie jak to ocenimy.



Lesbijka nie licząc wyjątków, a jak wiadomo wyjątki potwierdzają regułę – w pełni akceptuje potrzebę odgrywania typowych ról płciowych kultury heteroseksualnych. A skoro lesbijka to kobieta o homoseksualnej orientacji seksualnej, czyli nastawiona w różnych dziedzinach życia na kontaktowanie się wyłącznie z inną kobietą, i wykluczaniem mężczyzn, to bezrefleksyjne przejmowanie zachowań kobiet heteroseksualnych, zdaje się być zastanawiające.

Jakiż to absurd, że lesbijka nie może się obyć bez mężczyzny. Bo z określonych powodów odrzuca od siebie pewne zachowania i jednocześnie wykorzystuje kulturę patriarchalną, heteroseksualnych osób.



Zawód obierany przez kobietę homoseksualną i heteroseksualną – nie zaburza pewnej relacji u tej drugiej, gdy u tej pierwszej na pewno, gdyby przyszło obyć się całkowicie bez mężczyzn.



Irracjonalne to się wydaje, bo czy wyzwoleniem ma być samo uznanie siebie za lesbijkę i domaganie się poszanowania orientacji seksualnej przez heteroseksualistów obojga płci, czy raczej – w znaczeniu bardziej – samodzielność kobiet o orientacji homoseksualnej, która to wymagałaby odejścia od dotychczasowych praktyk w temacie obierania ról płciowych, które to wymuszają w określony sposób przyjrzeć się stanowisku lesbijek i ich sposobu zarządzania własnym życiem, jakie przecież regulują w oparciu o kontakty z innymi kobietami.



Kiedy lesbijki akcentując znaczenie swojej orientacji seksualnej, zaakcentują także że nadszedł moment odejścia od trwania w typowych rolach płciowych, kopiowanych z kultury w której wyrastają, a która budowana pod inne relacje, z płcią która jest im obojętna, czy jest dla nich zbyteczną, jakiej to nie czują potrzeby uwzględniać. Na razie wyraźnie widać, że własna świadomość nie podpowiada im, że postawy wobec ról płciowych, mają - nieadekwatne do... A jak najbardziej wypełniają to, czego wymaga od kobiet cywilizacja która uwzględnia wyłącznie ich płeć z pominięciem orientacji seksualnej. To co z tymi lesbijkami?




Czyjaś ignorancja



Ignorancja metodą obrony, która tylko odkrywa skalę niewiedzy. Gdy jednocześnie wszędzie kreuje się przekaz… o własnej otwartości i zrozumieniu.

Gdy człowiek staje się śmiesznym po wyborze metody, która wydaje się mu adekwatną do tego, z czym musi się konfrontować?



Czego się boi i na czym się nie zna K. Kuryło – redaktorka i założycielka „C. Feministycznego”?



Przeświadczenie o własnej otwartości na różne kwestie związane z feminizmem, i tym co mieści się w pojęciu kobieta – przytępia się, gdy przychodzi konfrontować własne przekonania, tą pozorną otwartość umysłu z czymś, co okazuje się być – zaskakujące! – niezrozumiałe (choć sądzę że to też uprzedzenie jakie dopiero musi się nauczyć zwalczać). Nagle staje przed dylematem, bo dotychczasowe przeświadczenia o tym jak wiele rozumie – daje się podważyć i to nie stosując przy tym żadnych wyszukanych metod. Padła przy próbie zrozumienia przesłania prostego tekstu, który ledwie coś sygnalizował. Dobre samopoczucie zgasło pod ciężarem dowodu o własnym niezrozumieniu kwestii o jakich czasem próbowała dyskutować, by w potrzebie odsunięcia nie miłego doświadczenia, i wymazania go z pamięci – zlekceważyć dane zjawisko, przekonana że gdy nie odda mu się należytego miejsca w przestrzeni publicznej (w tym na stronach internetowych do niej należących) – pozostanie w kategorii tych, które nie istnieją. Stosuje się taktykę ignorancji, i to jeszcze tą z gatunku naprawdę niesmacznych – gdy po prostu wybiera się milczenie, wskazując że z powodu braku wiedzy, nie jest wstanie odnieść się do określonego produktu (tekst). Jednocześnie jednak – świadome wykluczanie z ideologicznych pobudek pokazuje bardzo wyraźnie, że jednak (no właśnie!) stawia się na pozycji tej, która to co odrzuca traktuje jako coś co jest anty temu wszystkiemu co uznaje. Czyli naprawdę stoi na stanowisku – że dane zjawisko i sposób jego przedstawienia w krótkim tekście popularyzatorskim jest szkodliwy wszystkiemu, w czym próbuje się utożsamiać, widząc siebie przecież w roli kobiety, feministki, gdzie toczy boje o równość, wskazuje na ucisk danej płci, czy grup, w zasadzie głównie (jak się okazuje po stosunku do zlekceważonego tekstu) przez sam fakt bycia akurat kobietą. A dokładnie – ciskobietą.



Stosuje w swym podejściu taką taktykę – zaskoczona własną reakcją na zjawisko którego nie rozumie, pomimo dotychczasowego przekonania o swej otwartości i wiedzy – postanawia odepchnąć coś od siebie, czyli inaczej zamieść pod dywan, przekonana że nikt się nie dowie jaki standard promuje przy kontaktach z innymi, gdy dochodzi do wymiany korespondencji e-mailowej. Przeświadczona o ważnej roli jaką odgrywa na gruncie „walki” o uświadamianie społeczeństwa na gruncie feministycznym, poprzez fakt stworzenia pewnej inicjatywy internetowej – czyli „C. F.” stosuje podwójne standardy, jeśli tylko ma na celu bronić określonych poglądów które wyznaje, nie mając żadnych podstaw do tego, by prosty tekst popularyzatorski – oznaczyć – jako coś, co wymierzone jest w światopogląd jakim się posługuje.



Określone stanowisko wyraźnie wskazuje na to, że dla środowiska cisfeministycznego w Polsce, całkowicie obce jest zjawisko transseksualizmu. Stąd moja próba zasygnalizowania tekstem „Transfeminizm” (co wynika z tego że prywatnie temat transseksualizmu mnie interesuje) tego, co ignorowane głównie przez fakt nie interesowania się.

Istotne jest zaznaczyć przy tym jedną ważną kwestię – nieznajomość tematu, i brak potrzeby poszerzenia wiedzy o transseksualizmie, czy w końcu transpłciowości – skutkuje bezkrytycznym sięganiem po gotowe wzorce omawiające transseksualizm, czy transpłciowość – promowane szczególnie za pośrednictwem Fundacji Transfuzja. Taki to paradoks – że aktywistki feministyczne, które tworzą różnorakie analizy w temacie które ich interesują – całkowicie bezkrytycznie przejmują poglądy ze strony aktywistów i aktywistek spopularyzowanej Fundacji, jaka zawłaszczyła pogląd na temat transseksualizmu, czy transpłciowości. Jakakolwiek debata publiczna, w tym też na portalach internetowych, okazuje się być obarczoną pewnym uproszczeniem i promowaniem punktu widzenia Fundacji, która przecież stosuje bardzo wyraźnie przy pomocy swych aktywistów/aktywistek (założyciele Fundacji i współpracownicy) pewien standard myślenia.

Tym sposobem także K. Kuryło – nasiąknięta schematycznym odnoszeniem się do pewnych kwestii, a już szczególnie tych, którym bliżej się nie przygląda ze względu na brak zainteresowania nimi – jest w tym bezrefleksyjność – uznaje potrzebę stosowania się do „zaleceń” Fundacji Transfuzja, która ma określony pogląd na zjawiska jakimi próbuje się zajmować. Należy do osób, które są skłonne przychylić się do jakiegoś stanowiska tylko wtedy, gdy za daną osobą i jej wypowiedzią stoi oficjalna organizacja, czy jakaś znana jej postać, którą aprobuje z jakichś względów. Skoro otrzymuje tekst nie wspierany znanym nazwiskiem – nie ufa mu, tym bardziej, gdy odnosi się do zjawiska jakiego nie rozumie – niezrozumienie jednakże wynika wyłącznie z braku dobrej woli, zahamowanie i niechęć są formą dyskryminacji, którą przyswoiła sobie nieświadomie. No ale nie rozwijać się – to naprawdę kiepskie.



U siebie stosuje metodę ignorowania, nie dopuszczenia do publikacji – na innym forum miała szansę publikować i prowadzić polemikę. Właśnie m.in. ze mną… Zabawne.







(24 maj)

(…)

Wychodzę z pytaniem, otóż niedawno spłodziłam tekst który oznaczyłam tytułem „Transfeminizm”, z podtytułem: „Feminizm z perspektywy kobiet transseksualnych”. Który miałby na celu wprowadzić do polskiego dyskursu takie właśnie pojęcie: transfemiznim, nieznane na gruncie krajowym. Tekst byłby popularyzatorskim.

(…)

Czy Redakcja byłaby zainteresowana publikacją na stronie Codziennika?

Pozdrawiam

Klaudia Ewelkana





(25 maj)

Witam Szanowną Panią,

Jesteśmy zainteresowani/e publikacją Pani tekstu,
prosimy o przesłanie na adres mailowy Codziennika) (…).

Czekamy z niecierpliwością :)

Pozdrawiam serdecznie,
Kamila Kuryło 



(25 maj)

Dziękuję za odpowiedź.

Przesyłam plik (...).

Jeśli z jakichś względów tekst nie odpowiadałby Redakcji - prosiłabym także o odpowiedź, że nie chcecie go publikować. Czy ewentualnie przedstawienie jakichś uwag, w znaczeniu zastrzeżeń.

Pozdrawiam

(gdyby plik nie doszedł lub nie chciał się otworzyć proszę o kontakt)

 (…)


(3 czerwiec)

(…)

Pozwalam sobie się przypomnieć.

Mogę liczyć na jakąś reakcję?









[milczenie – odpowiedzią…]


ps
Sześć i pół miesiąca później (po wysłanym tekście) napisała do mnie, informując że artykuł ukaże się (zdaje się 17 listopad). Licząc na współpracę. 
Jednocześnie ukazał się na facebooku , gdzie rozgorzała dyskusja. Oczywiście zaraz znalazły się "prawdziwe" kobiety femininistki - które uznały że kobieta transseksualna nie ma prawa uważać się za kobietę i nigdy nie będzie im równa. Że mają się odwalić i nie oczekiwać że ich zdanie będzie cokolwiek znaczyć w debacie o kobietach... Około 22 listopada już tego wszystkiego nie było, razem z tekstem - wykasowano. Właścicielka strony uznała pewnie że jej "siostry" w końcu radykalne feministki przegięły, a ona starająca się walczyć o prawa kobiet, czy w ogóle równość, nie może pokazać się z takim czymś - gdzie lała się mowa nienawiści do kobiet transseksualnych. 
Usuwając cały wpis z artykułem - przegrała na polu - gdzie stara się występować w roli walczącej o jakieś prawa i o wolność. Nie potrafiła się przeciwstawić innym feministkom usuwając ich nienawiste teksty, więc wolała usunąc wszystko - udając że artykuł i komentarze nie istniały.

Na portalu CF znalazł się komentarz jakiejś dziewczyny rozumiejącej artykuł - ale także został usunięty, pozostawiono jakieś śmieszne kuriozum jakiegoś chłoptasia.

Kombinowanie - kończy się wcześniej czy później stratą. 
Dlatego istotne jest być konsekwentną - ale w tą drugą stronę.